Oj dawno już nie szyłam. Jakieś tam małe dłubanki oczywiście były, jednak nie były to jakieś wielkie przedsięwzięcia i nie zdarzyło się przez ostatnie 3 miesiące by maszyna furczała przynajmniej dobrą godzinkę.
Nie dość że garderobę moją zaczęły opanowywać kolory to i w głowie zakiełkowało moc pomysłów na pastelowe tekstylne "przydasie" do domu. Na początek poszły na warsztat różnorakie koszyczki, te lubię szyć, a poza tym sama cierpię na ich brak. Potrzebuje ich do szafy by troszkę uporządkować galanteryjne dodatki i ozdoby, bieliznę i inne drobiazgi.
Miejmy nadzieję, że w końcu wszystko znajdzie swoje miejsce.
Narazie takie małe zjawki tego co będzie. Gdy tylko skończę zobaczycie w całej swej okazałości w moim MAGICZNYM DOMU
Króliczki już pewnie znacie , uszyłam je już dawno na pierwsze urodziny dla Miłoszka i nawet nie myślę się z nimi rozstawać, ale poducha to efekt pewnego majowego popołudnia. Powstala z myślą na ratanowe krzesełko, które już tej wiosny wylądowało na balkonie bo w domu zaczęło zawadzać.
A lnianą torebkę chyba i tak narazie lubię najbardziej, póki co cieszę nią oczy, zaś czy pojdzie w świat muszę się zastanowić :) bo tez bym chciała z taką pobiegać latem
A skoro mamy już lato, to nie może ono obejśc się bez garści kolorowej biżuterii.
Ściskam Was
Mili